21.4.10

Grzbiet w Tygodniku


Książki ułożone kolorami. Gruba przesada. (Via: Bookcase Porn)

Z książkami najczęściej obcuję, patrząc na ich grzbiety. Obawiam się, że e-booki pozbawią mnie tej przyjemności.

Zostawmy tradycyjne rozważania „czy to się da czytać w wannie”, sentymentalne westchnienia o zapachu starych kartek i łzy przelane nad zagładą przemysłu zakładkowego...

Dręczy mnie co innego. Okładka, choćby w skromnej, elektronicznej postaci, przetrwa. Klasyczny wzór Villarda de Honnecourt na wykreślanie marginesów nie będzie już miał zastosowania, ale przecież jakieś marginesy odnajdą się i na ciekłokrystalicznym ekranie. Paginy, numery stron i spisy treści nadal będą przydatne... Ale co się stanie z grzbietem?!

– Kiedy pojawiły się napisy na grzbietach? – spytałem specjalistkę, panią Elżbietę Pokorzyńską z Muzeum Drukarstwa Warszawskiego. Odpowiedź była zaskakująca. Chociaż książka uzyskała swój kształt już 2 tysiące lat temu, to historia zdobionego grzbietu jest znacznie krótsza. Zaczyna się dopiero w XVI wieku, gdy woluminy zaczęto ustawiać na półkach.

Całość w najnowszym Tygodniku Powszechnym (Tutaj >)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz