Nasza pralka dostała ataku podczas wieczornego prania. To miała być rutynowa misja, nic trudnego, trochę kolorowego w czterdziestu stopniach. Tuż przed ostatnim wirowaniem dostała konwulsji. Zaczęła wyć, podskakiwać, demolować otoczenie. Wreszcie umilkła w pół obrotu. Stanęła milcząca i pełna niedopranych koszul. Wezwaliśmy egzorcystę. Doktora House'a.Resztę można przeczytać tutaj (ale lepiej kupić w kiosku).
No, proszę, nie udawajcie! Wszyscy oglądają Doktora House'a. Istnieje oczywiście kategoria ludzi, którzy z naciskiem powiadają "nie mam telewizora i nie oglądam telewizji". Zazwyczaj oznacza to, że nocami ściągają kolejne odcinki z internetu i oglądają na swoich laptopach. Albo biorą od kolegi dwa sezony na płycie i kupują kino domowe.
Doktor House od pralek był niższy i bardziej pulchny niż w telewizji. Jednak metody postępowania miał podobne: obejrzał pacjentkę, a potem zaczął wydobywać organy wewnętrzne i jeden po drugim układać na podłodze.
30.1.10
Doktor House od AGD
Tygodnik Powszechny (5/2010) w dziale o dwuznaczym tytule "Zmysły. Sektor usług" publikuje świadectwo człowieka, któremu Doktor House reperował pralkę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz