Kto powiedział, że radziecki dizajn umarł razem z Rodczenką? Źródła inspiracji biły znacznie dłużej. Na dowód garść projektów z epoki pieriestrojki.
Dziś pisze dla nas Konrad Kołodziejski -- znawca i miłośnik radzieckiej i postradzieckiej muzyki pop, bywalec dyskotek Mińska i Władywostoku, wnikliwy obserwator postimperialnych trendów i mód. Specjalnie dla bloga 7410Z Konrad wybrał i opisał okładki swoich ulubionych płyt. Uwaga! Tylko dla ludzi o mocnych nerwach.
________
Kris Kelmi. Ostatnie tchnienie estońskiej estrady. Uwagę zwraca jego image -- klasyczny dla sowieckich gwiazd epoki pierestrojki. Długie, tlenione, włosy -- traktowane tu jako oznaka buntu oraz wspaniała srebrna marynarka -- symbol sławy. Trzeba wiedzieć, że w tamtych czasach większość sowieckich muzyków obowiązkowo zakładała cudownie błyszczące srebrne lub złote wdzianka. Obok marynarek były to budzące zachwyt złote, sięgające do samych stóp, płaszcze.
Kelmi to jeden z wybitniejszych przedstawicieli nurtu kataryny w sowieckiej muzyce. Nazwa się wzięła od słowa „katarynka”, korba się kręci i wciąż słychać to samo. Bo Kelmi śpiewał tak jakby nie śpiewał. Monotonnie, jednolicie. Z każdą kolejną minutą płyty wszystko naturalnie się wyciszało, uspokajało. Idealna muzyka pod napisy końcowe. Dlatego też w telewizyjnych programach muzycznych zawsze śpiewał jako ostatni.
Od czasu, gdy przepadł o estońskiej muzyce nikt nie słyszy.
________
Bogdan Titomir „Wysokaja energia”. Z nazwiska i imienia można by domniemywać, że to Ukrainiec. Z wyglądu też. Ale skąd pochodził, nie mam pojęcia. Zadebiutował u boku Siergieja Liemocha w duecie Car-man, który był znany m.in. z takich hitów jak „San Francisco, eto gorod w stilie disco” (to były czasy krótkotrwałego zachwytu Ameryką). Potem spróbował kariery solowej, jako rosyjska odpowiedź na gangsta-rap. Wprowadził do rosyjskiej muzyki okrzyki: „come on” oraz „touch down”.
Jego kariera skończyła się niespodziewanie w 1996 roku, gdy wystąpił na wiecu poparcia dla kandydatury Borysa Jelcyna na Wasiljewskim Spuskie w Moskwie. Gdy pojawił się na scenie i zaczął wykrzykiwać do publiczności: „Ja za Jelcyna. Diełaj kak ja! Diełaj kak ja! Diełaj kak ja!” w jego stronę posypał się grad jabłek i pomidorów. Władza zrozumiała swój błąd i skreśliła go z listy gwiazd. Putin ukazu nie uchylił.
________
Igor Nikołajew „Mielnica”. Tym albumem utorował sobie drogę na szczyty posowieckiej estrady. Wcześniej próbował sił jako adorator i kompozytor przebojów Ałły Pugaczowej. Nikołajew -- co zresztą widać -- pochodzi z Sachalina. Jego znak rozpoznawczy to tlenione strąki na głowie i nietlenione wąsy. Rzadki przypadek człowieka, który wygląda dziś tak samo jak w 1985 roku. Co nie oznacza, że wciąż wygląda młodo.
„Mielnica” to przebój wybitny. Cały czas przewija się przez niego wspaniale drażniący natrętny motyw (coś jakby dudniące trąby), który spaja kompozycję w całość. Po wysłuchaniu „Mielnicy” nie sposób od tego już nigdy uwolnić. To z pewnością zadziałało na rosyjskich speców od show-biznesu, bo postanowili zainwestować w Nikołajewa. I tak powstał wideoklip do „Mielnicy”. Coś niewiarygodnie genialnego. Akcja klipu rozgrywa się jesienią. Fabuła jest nieskomplikowana: Nikołajew jedzie trolejbusem. Jedzie. I jedzie. A w momencie gdy pojawiają się trąby, kamera robi zbliżenie na kręcące się koło trolejbusu. A że w trolejbusach ZiU koła miały kształt wiatraka, wszystko staje się jasne. Bo „Mielnica” po rosyjsku znaczy „Młyn”.
Tekst: (C) 2009 by Konrad Kołodziejski
Ilustracje: englishrussia.com
Bzdura. Estońska muzyka ma się dobrze. Np. estoński wykonawca- Erich Krieger. Nie wiem po jakiemu śpiewał Kris Kelmi, jeśli po estońsku to jest to estońska muzyka, ale to było ZSRR więć może po rusku śpiewał?
OdpowiedzUsuńPo drugie są i zespoły punkowe z Estonii z czasów pierestroiki.
Wogóle to Estonia kulturowo to 1000 razy bardziej zachód niż Polska- wpływy niemieckie i skandynawskie.